"Vox" Christina Dalcher, Wydawnictwo Muza
"Wolno ci powiedzieć tylko sto słów dziennie. Ponieważ jesteś kobietą." Pewnego dnia amerykańskie kobiety tracą prawo do nauki i pracy. Zakazuje im się czytać, pisać, a nawet mówić. Ich jedynym zadaniem staje się bycie poddaną mężczyźnie.
Przede wszystkim, muszę was ostrzec przed czytaniem. Porządnie się wkurzycie. Ta książka definitywnie podniesie wam ciśnienie. Ale nie rezygnujcie, przeczytajcie, bo według mnie naprawdę warto!
Tej książce można by sporo zarzucić. Fabuła nie jest zbyt skomplikowana, przedstawiony świat nie do końca wyjaśniony, a główna bohaterka reaguje na niektóre zatrważające sceny z taką obojętnością, jakby była pozbawionym uczuć robotem. Równocześnie jest to książka, która mocno potrząsa człowiekiem. Autorka porusza niesłychanie ważny temat, jakim jest prawo do głosu i decydowania o własnym losie. W czasach, gdy kobiety wypowiadając się o własnych prawach, zaczynają od "Tylko nie myśl, że jestem feministką..." takie książki przypominają nam o tym, że nawet te najmniejsze kroki są ważne i prowadzą do traktowania wszystkich ludzi w równy sposób.
Najbardziej przerażające w tej książce jest to, że nie jest ona zupełnie oderwana od rzeczywistości. Znamy przecież sytuację kobiet na wschodzie, które również pozbawione są głosu, mimo że nie jest to tak spektakularne rządowe rozporządzenie, jak w powieści. Kobiety w Europie również niejednokrotnie mogą podać przykłady, gdy o ich prawach decydowały grupy mężczyzn. Utwór ten jest z jednej strony dystopijną wizją, z drugiej codziennością dla pewnej społeczności pozbawioną opisanych technologicznych rozwiązań.
Niezależnie od tego, czy fabuła nas zachwyci, czy nie Vox zostaje w głowie jako przestroga i zmusza do zastanowienia się nad tym, czy kierunek, który obrał nasz świat, jest tym poprawnym.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz