czwartek, 31 sierpnia 2017

Plan minimum - wrzesień 2017

 


1. "Czerwona gorączka" Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów

Dobrze jest mieć książki, o których wiesz, że małe są szanse, że cię zawiodą. Tak jest w przypadku opowiadań Pilipiuka. Każdy kolejny zbiór jest równie odprężający, co poprzednie. Nie udało mi się jej przeczytać w poprzednim miesiącu, ale jest szansa, że zabiorę się we wrześniu! 


2. "Ósme życie" Nino Haratischwili, Wydawnictwo Otwarte

Leży u mnie i leży, chyba dlatego, że to taki grubasek. Nie słyszałam chyba złej opinii na temat tej powieści, więc pora się za nią zabrać!


3. "Kot, którego tam nie było" Lilian Jackson Braun

Krótki kryminał na krótkie posiedzenie ;)






4. "Duchowe życie zwierząt" Peter Wohlleben, Wydawnictwo Otwarte

Wreszcie przyszła na nią pora i tak bardzo się cieszę, bo pierwsza część Sekretne życie drzew była więcej niż cudowna! 
 











Książkowe komeraże #11 Operacja Dzień Wskrzeszenia

Co z tym Pilipiukiem?

Jeśli kiedykolwiek czytaliście jakąkolwiek książkę tego pana, to wiecie, że jego powieści przepełnione są tęsknotą za starymi czasami i krytyką tego, co nowoczesne. W pierwszym momencie człowiek odruchowo przyznaje mu rację. Ja też uwielbiam opowiadania umieszczone w innym czasie w historii i dopada mnie nostalgia, kiedy myślę o tym, jak dużo wolniej żyło się kiedyś. Problem powstaje, gdy czytam więcej niż jedną książkę Pilipiuka z rzędu. Wtedy to, co zwykle wywołuje miłą tęsknotę, zaczyna stawać się irytującym dziadkowym ględzeniem "A kiedyś to dopiero było, nie tak jak teraz...". Ale wiecie co? W Operacji Dzień Wskrzeszenia tego nie ma! 




"Operacja Dzień Wskrzeszenia" Andrzej Pilipiuk, Fabryka słów

Andrzej Pilipiuk uwielbia zabawę czasem. Jeśli jego bohater właśnie nie wspomina o tym, jak to było dawniej, to na pewno ma okazję przenieść się w czasie i sam tego doświadczyć, ewentualnie po prostu pochodzi z innej epoki niż my. To, co jest pewne w twórczości Pilipiuka to to, że prędzej czy później pojawi się ktoś, kto pochodzi z minionych czasów. W Operacji.. już na pierwszej stronie okazuje się, że znana nam rzeczywistość, w opowieści wygląda kompletnie inaczej. Trzecia wojna światowa doprowadziła do zagłady ludzkości. Ale jest mała, drobna szansa, żeby to zmienić. Wystarczy znaleźć odpowiednią grupę ludzi gotowych na wszystko. Brzmi trochę jak science fiction lub amerykański film z Mattem Damonem w roli głównej? Ta opowieść o ratowaniu świata jest inna, ale na pewno nie mniej ciekawa. Po jej przeczytaniu miałam w głowie jedną myśl: EKRANIZACJA! 
 
Czy przeczytam ją jeszcze raz: Na pewno! 


 


niedziela, 27 sierpnia 2017

Konfrontacja #3 dwa kryminały dwóch polskich autorek czyli "Motylek" i "Zbrodnia w Błękicie"

O tych, co nie czytają polskich autorów

Całkiem niedawno internet uświadomił mi, że wiele Polaków ma problem z czytaniem książek polskich autorów. Dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia. Sam fakt, że byłam nieświadoma, że można się chwalić "nieczytaniem Polaków" dużo mówi. Całkowicie rozumiem, że ktoś nie lubi książek jakiegoś konkretnego autora, ale wszystkich? Sama jakiś czas temu przeczytałam dwa całkiem dobre kryminały. O dziwo, autorzy pochodzą z Polski. I jeszcze większy szok! ;) Powinnam napisać autorki, a nie autorzy! 


"Motylek" Katarzyna Puzyńska, Prószyński Media

Nie lubię, kiedy jakaś książka jest wszędzie i zachwycają się nią wszyscy, bo duże są szanse na to, że cała ta reklama sprawi, że będę książką rozczarowana. Zabrałam się za Motylka tylko dlatego, że jakaś aplikacja dała mi w prezencie audiobooka. I o jak ja się cieszę, że tak się stało! To jest jeden z tych kryminałów, w których jest miliard wątków, podejrzany jest każdy, a na końcu okazuje się, że to wcale nie ten, którego już byłaś pewna! Wszystkie wątki łączą się w całość na ostatnich stronach, a ty kończysz z ogromną ochotą na więcej. Jak dobrze, że przygody policji z Lipowa nie zamykają się na tej części, bo już się nie mogę doczekać, aż do nich wrócę! 







"Zbrodnia w błękicie" Katarzyna Kwiatkowska, Zysk i S-ka

Tutaj też mamy kompletny przypadek. Do zamówienia w internetowej księgarni dostałam możliwość kupna książki za złotówkę. Gdzieś już widziałam tytuł Zgubna trucizna, więc wzięłam. Potem okazało się, że to któraś część z kolei, a ja nie lubię zaczynać serii w środku, więc sięgnęłam po Zbrodnię w błękicie. Dawno nie pochłonęłam kryminału tak szybko. Retro-kryminały — tak określane są książki pani Kwiatkowskiej i myślę, że to idealna nazwa dla nich. Mamy zabójstwo, mamy tajemnicę, mamy hobbystycznego detektywa, a wszystko okraszone obyczajami sprzed ponad stu lat. Smaczku dodaje fakt, że wcale nie tak łatwo odkryć mordercę bez możliwości sprawdzenia odcisków palców, posługując się listem lub gońcem przedzierającym się przez śnieżne zaspy, by przekazać wiadomość, zamiast po prostu telefonem komórkowym. Klimat niesamowity! 






Ene, due, rike...

Gdybym miała wybrać, którą z książek bardziej polecam, to chyba musiałabym użyć dziecięcej wyliczanki. Każda z książek jest inna, napisana we własny sposób, tocząca się we własnym tempie i z typową dla siebie własną narracją. Przy obu spędziłam miło czas i z podekscytowaniem czekam, aż zabiorę się za następne części! Kto czytał? A gdybyście mieli wybrać jedną z autorek, to która by to była? Dajcie przy okazji znać, co myślicie o "nieczytaniu polskich autorów".

niedziela, 20 sierpnia 2017

Książkowe Komeraże #10 czyli Gniew i Świt

"Gniew i świt" Renee Ahdieh, Wydawnictwo Filia


Muszę wam się przyznać, że liczyłam na to, że ta powieść zabierze mnie w magiczny świat rodem z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy. No i się przeliczyłam. 



Podgląd Wideo


Opowieść trochę przypomina Piękną i Bestię. Mamy dobrą dziewczynę i mężczyznę tyrana, który staje na jej drodze. Co się dzieje dalej, zdradzać nie będę. Podczas czytania książki miałam wrażenie, jakbym oglądała film na podglądzie wideo. Widzimy płynące obrazki, niby wiemy, co się dzieje, ale właściwie nie do końca wiemy dlaczego, a pobudki bohaterów są dla nas niejasne. W tej książce akcja toczy się za szybko. Czytając, wydawało mi się, jakby umknęło mi kilka stron, jakby pomijano wszystko to, co ważne. Książka nie wywoływała we mnie właściwie żadnych emocji. Nie potrafiłam polubić bohatera i mu kibicować, kiedy właściwie przez całą książkę nie dowiedziałam się o nim niczego, co pomogłoby mi nawiązać jakąś relację. Wręcz czasami wydawało mi się, że wydarzenia dzieją się bez ciągu przyczynowo-skutkowego. Bohaterowie zmieniali zdanie, a ja kompletnie nie rozumiałam dlaczego. 




Ostatnio uświadomiłam sobie, że dobrym sposobem na ocenę książki, jest zadanie sobie jednego prostego pytania: Czy przeczytałabym tę książkę jeszcze raz? W przypadku powieści Gniew i Świt odpowiedź brzmi Raczej nie. Myślę jednak, że jeśli pojawi się druga jej część, to mimo wszystko do niej zaglądnę, licząc na to, że rozwinie ona na tyle poprzednie wątki i wewnętrzne przemyślenia bohaterów, że w końcu wejdę w rytm ich świata.



Pustynia

Dodam jeszcze, że ta książka nie jest całkiem zła. Jest to lekka lektura, do poczytania, chociażby leniuchując na plaży. Pewnie czasem dobrze przeczytać coś, co jest mniej głębokie. Ja jednak oczekiwałam, że dostanę kilka godzin magii i emocji rodem z Bagdadu nocą, a dostałam raczej suchą pustynię.


Jestem bardzo ciekawa waszego zdania na temat tej powieści! Dajcie znać! 




piątek, 11 sierpnia 2017

Książkowe komeraże #9 czyli Piękne życie

Dla kogo?

Długo zastanawiałam się, co o tej książce napisać. Po przeczytaniu już wiem, że nie do końca jest ona dla mnie. Dla mnie z tej książki nie płynie nauka, a raczej ostrzeżenie kim mogłabym się stać, gdybym w porę nie zauważyła, że coś jest nie tak. Myślę jednak, że wokół mnie i wśród was jest mnóstwo ludzi, którym dobrze by zrobiło jej przeczytanie. Ale o co chodzi? Już tłumaczę.

Najprościej mówiąc

Przede wszystkim, najprościej mówiąc, opowieść Shauny to jej przemyślenia na temat tego, kim była kiedyś i kim jest teraz. Zdradzę wam, myślę, że to nie będzie spoiler, że autorka była osobą całkowicie pochłoniętą przez obowiązki i taką, która zapomniała o sobie i o rodzinie, a teraz jak możecie się domyślać, pracuje nad tym, by być tego przeciwieństwem. W którymś momencie swojej książki Shauna pisze: Mam wrażenie, że niektórzy zrozumieli to na wczesnym etapie życia, że są do głębi spokojni i nie muszą walczyć, udowadniać, zasługiwać ani uciekać. I tak sobie myślę, że w jakim stopniu jestem właśnie taką osobą.

Ale od początku

Moja historia. Odkąd pamiętam, próbowałam sprostać jakimś wyimaginowanym wymaganiom. Teraz po latach wiem, że nikt ode mnie nie oczekiwał aż tak wiele. Wtedy, wydawało mi się, że jak czegoś nie zrobię, jak się na coś nie zgodzę, to stanie się jakaś straszna tragedia. Sama nakładałam na siebie kolejne obowiązki. I tak to trwało przez wiele lat. W końcu przybrało rozmiary jakiejś ogromnej lawiny i kiedy kończyłam studia, zdałam sobie sprawę, że ostatni wolny weekend bez poczucia winy miałam może gdzieś w okolicy gimnazjum. Straszne, prawda? Jakieś 8-10 lat bezustannej gonitwy, ciągłej nauki, zajęć dodatkowych, rysunku, angielskiego, harcerstwa, rzeźby i tysiąca innych, bo przecież nie mogłam zrezygnować z żadnego z nich. W późniejszym czasie doszła do tego praca, jedna, druga, trzecia. Kończąc studia, czułam się jakbym była staruszką wyzbytą jakiejkolwiek energii i sił. Bo w końcu ile można działać w trybie zombie ? Kładłam się spać o 3, po to, żeby o 6 wstać i bez ściągnięcia piżamy rzucić się do komputera, by nadrobić trochę pracy przed pójściem na zajęcia. Bo po zajęciach biegłam do innej pracy. To trwało tygodniami, miesiącami. Kiedy w końcu udało mi się obronić, pierwszy weekend był kompletnym szaleństwem. Biegałam w kółko jak postrzelona, chwytając co 5 minut za telefon, bo byłam pewna, że o czymś zapomniałam, że nie dotrzymałam jakiegoś terminu, że coś jest na pewno do zrobienia. I wiecie co? Wtedy uświadomiłam sobie, że nigdy w życiu nie chcę dopuścić do takiej sytuacji ponownie. Nigdy w życiu nie chcę już wpadać w panikę z powodu sygnału nadchodzącej wiadomości. Wiecie, co odpowiadałam na pytanie: Co planujesz po studiach? ODPOCZĄĆ. Nie chciałam szukać pracy, zająć się czymś ważnym, pojechać w podróż dookoła świata. Chciałam po prostu odpocząć. Od tego okresu w moim życiu, minęło już trochę czasu, ale wiem, że nie powtórzę tych błędów. Wiem, że już nigdy nie będę się zapracowywać dla większych pieniędzy czy udowodnienia komuś czegoś. Zmieniłam priorytety. Mam pracę, którą lubię. Nie przynosi kokosów, ale nie przymieram głodem. I na ten moment tyle mi wystarczy. 

Wracając do opowieści Shauny. Ona nie zauważyła tego, co ja i pogrążyła się w wirze zobowiązań. Ja jestem wdzięczna samej sobie, że w porę się opamiętałam. Jej również się to udało, ale dużo później. Więcej o tym przeczytacie w książce. 
 

"Piękne życie" Shauna Niequist, Wydawnictwo Znak

Sama książka dzieli się na dwie części. Myślę, że to nie było zamiarem autorki, może nawet nikt tego nie zauważył przy jej wydawaniu. Dla mnie jednak pierwsze rozdziały to jeden wielki potok myśli. Nic nie jest uporządkowane i gna do przodu na łeb na szyję, a my nie do końca wiemy, o co tutaj tak naprawdę chodzi. Trzy akapity pod rząd mówiące o tym samym tylko innymi słowami? Są. Zero ram i konkretów? Jak najbardziej. Ale w miarę czytania, powoli czujemy, że wszystko się uspokaja. Zaczynamy rozumieć o co autorce chodzi, jaki ma cel i o czym chce nam powiedzieć. Trochę to przypomina krzyki radosnego dziecka po jakimś niesamowitym odkryciu. Najpierw kompletny bełkot, przekrzykiwanie, bo przecież wszystko jest tak samo ważne i wszystko trzeba wykrzyczeć i opowiedzieć naraz. Ale kiedy fala euforii mija, słowa układają się w bardziej zrozumiałe zdania, w których jest więcej konkretów i faktów. I dopiero wtedy wyłania się prawdziwa treść.

Wiesz jakie to uczucie jest być wypoczętym?

Shauna pisze: Wiecie, jakie to uczucie jest być wypoczętym? Naprawdę wypoczętym? Ja nie zaznałam tego od jakichś dwóch dekad. A ja już teraz wiem. I nie zamienię tego na trzy bluzki i dwie pary spodni miesięcznie więcej. Mam do wyboru móc w środku tygodnia rzucić wszystko i pojechać leżeć cały dzień nad wodą lub kilka stówek miesięcznie w portfelu więcej? Wybieram pierwszą opcję. I to nie z lenistwa. To jest mój świadomy wybór. Za dwadzieścia lat chciałabym z rozrzewnieniem wspominać stare czasy, a nie pamiętać tylko pracę i obowiązki. No bo co mi  z tego życia, jeśli praca zabiera tyle czasu, że nie ma potem czasu na to, żeby żyć? 

 

Celowe marnowanie czasu

Shauna: Tak więc jedną z małych rzeczy, których się uczę, jest zabawa — czyli w gruncie rzeczy celowe marnowanie czasu. I ja wam również szczerze polecam się tego nauczyć!




Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu:


 

czwartek, 3 sierpnia 2017

Plan minimum - sierpień 2017

To ci dopiero

To ci dopiero problem z tymi planami. Weź tu człowieku planuj jak w międzyczasie tyle książek do ciebie przybywa i potem się zdecydować nie można co czytać jako pierwsze. No trudno. Plan musi być. Jak to się mówi? Control freak? ;)


 

 

1. "Gniazdo" Cynthia D'Aprix Sweeney, Znak Literanova

Przyznaję się bez bicia. Kupiłam tę książkę dla okładki. Trudno. Zobaczymy.



2. "Arabska Krew" Tanya Valko, Prószyński i S-ka

Trzecia część arabskiej sagi. Pisałam już o niej w którymś podsumowaniu, że jest dość tendencyjna. Dużo stereotypów i dziwnie mało mądrych kobiet, ale z tomu na tom robi się coraz lepiej. Książka jest pożyczona i leży u mnie już od dawna, więc chyba pomału czas się ogarnąć i zwrócić właścicielce. 


3. "Operacja Dzień Wskrzeszenia" Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów

Lubię książki Pilipiuka. Nic nie wiem o tej, ale jestem bardzo ciekawa. 



4. "Czerwona gorączka" Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów

Dobrze jest mieć książki, o których wiesz, że małe są szanse, że cię zawiodą. Tak jest w przypadku opowiadań Pilipiuka. Każdy kolejny zbiór jest równie odprężający, co poprzednie. 





Dajcie znać jakie macie plany na sierpień i oczywiście, czy czytaliście którąś z wymienionych wyżej książek! Narka!

wtorek, 1 sierpnia 2017

Podsumowanie lipca 2017

Bida z makiem

Wakacje nie sprzyjają czytaniu. Tyle wrażeń, tyle widoków do zobaczenia, tyle miejsc do odwiedzenia, potraw do zjedzenia i tyle rzeczy do zrobienia! W związku z tym w tym miesiącu czytelnicza bida z makiem ;) Z planu minimum na lipiec przeczytałam 2 książki i jedną dodatkową. Razem trzy. Tylko trzy książki w lipcu. 

1."Opowieść podręcznej" Margaret Atwood, Wydawnictwo Wielka Litera

Ta książka powinna być obowiązkową pozycją w szkołach. Zwłaszcza kiedy weźmiemy pod uwagę to, co dzieje się ostatnimi czasy w naszym kraju. Czytając ją rosła we mnie złość, poczucie bezsilności i niesprawiedliwości, które towarzyszyło bohaterce, ale również strach, że sytuacja bohaterki nie jest mi tak paradoksalnie odległa, jak powinna być. Powinnam ją czytać, jako bajkę, fantazję na temat, jako rodzaj przestrogi. Tymczasem, czytając ją, miałam poczucie, że wielu naszych polityków byłoby zadowolonych, gdyby postawić współczesne kobiety w sytuacji kobiet z książki i to jest prawdziwie przerażające. Przeczytajcie i może podsuńcie tę opowieść również mężczyznom?






2. "Kot, który poruszył górę" Lilian Jackson Braun

Już gdzieś kiedyś o tym pisałam. Seria króciutkich, przyjemnych kryminałów z dziennikarzem śledczym i jego kotem w roli głównej. Idealne w przerwie pomiędzy czymś większym.   



  

3. "Zbrodnia w błękicie" Katarzyna Kwiatkowska, Wydawnictwo Zysk i S-ka

Zbrodnia w błękicie to pierwsza powieść pani Kwiatkowskiej, jaką udało mi się przeczytać. Jakiś czas temu w jakiejś promocji udało mi się zdobyć jej najnowszą książkę za 1zł, ale postanowiłam zacząć od początku i wiecie co? Zakochałam się. Klimat tajemnicy i kryminalnej zagadki sprzed ponad wieku? Dla mnie bomba! Jedynym minusem było to, że stanowczo za szybko się skończyło, ale przede mną jeszcze kilka jej powieści i już się cieszę na samą myśl.