sobota, 25 sierpnia 2018

Książkowe komeraże #38 Ferma Blond

"Ferma Blond" Piotr Adamczyk, Wydawnictwo Agora

"Ferma blond" to złożona powieść, która pod pozorem miłosnej historii opowiada o dramacie, jaki rozgrywał się w Rzeszy za panowania Hitlera. Czytanie tej książki to czysta przyjemność. Pod względem prowadzenia narracji, języka i połączenia warstwy fikcyjnej z historyczną autor wykonał kawał dobrej roboty. Podłoże historyczne jest ogromnym atutem tej powieści. Polskie szkoły nie uczą o tym, co działo się w nazistowskich Niemczech podczas wojny. Znamy opowieści o obozach koncentracyjnych i zagładzie, jakiej naziści próbowali dokonać na innych narodach, ale nie wiemy jakie represje szykowali dla własnych rodaków. Poszukiwanie czystości rasy wywiodło wielu na granice szaleństwa, a ofiarami stali się zwykli ludzie, wykorzystywani do rozmnażania w celu stworzenia nowego jasnowłosego pokolenia. Intrygująco, prawda? Tak właśnie wygląda tło powieści Piotra Adamczyka. 







Poznajemy młodą berliniankę Charlotte, która mimo oczywistych zalotów Krystiana, zakochuje się w starszym od siebie malarzu. Ta opowieść mogłaby być zwykłym romansem o poszukiwaniu miłości i błędach młodości, gdyby nie to, że ów malarz to protegowany Hitlera, Krystian to młodzieniec w wieku poborowym, a sama Charlotte przesiąknięta nazistowską propagandą również postanawia pomóc w ochronie państwa. Adamczyk prowadzi nas przez tę historię, przy okazji opowiadając o sytuacji i nastrojach panujących w niemieckim społeczeństwie.




Ferma blond to powieść dopracowana w każdym calu. Jest emocjonująca i momentami wstrząsająca. To jest taka książka, podczas której wstrzymujesz oddech, bo obawiasz się, co może nadejść. Dla tych, którzy obawiają się wątku miłosnego — on nie jest głównym tematem powieści, był tam po to, by przekazać inne ważniejsze treści. I właśnie ze względu na te treści, warto po nią sięgnąć. To książka, która zostaje z wami na lata i taka, do której się wraca. 






Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu:




poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Książkowe komeraże #37 O drzewach, które wybrały Tatry

"O drzewach, które wybrały Tatry" Tomasz Skrzydłowski, Beata Słama, Tatrzański Park Narodowy

Przyroda jest dla mnie ważną częścią życia i bardzo się cieszę, że te tzw. zielone książki są teraz bardzo modne. Cieszy mnie ten powrót do natury. O drzewach, które wybrały Tatry to książka idealnie wpisująca się w ten klimat, ale równocześnie różna od tych obecnych na rynku. Ja jestem zachwycona, zwłaszcza że to ten typ książki, który zostanie u mnie w domu na długie lata i będę do niej co jakiś czas sięgać.






Pierwsze, co zasługuje na pochwałę to piękne wykonanie. Okładka to zdjęcie kory drzewa. Występuje w kilku różnych wersjach, więc możemy sobie wybrać swoją ulubioną. Tłoczenia pozwalają nam się jeszcze lepiej wczuć w leśny klimat. Zamykamy oczy i wyobrażamy sobie, że dotykamy prawdziwego drzewa. Świetny zabieg! Książka ma 240 stron i zakładam, że co najmniej 120 z nich to fotografie. Niektóre to prawdziwy majstersztyk — są niesamowicie bajkowe! Oprócz zdjęć aktualnych mamy też archiwalne egzemplarze sprzed lat. Książka w całości jest bardzo surowa. Szycie i klejenie grzbietu jest na wierzchu, co moim zdaniem jeszcze dodaje jej uroku. Nie ma tu niczego zbędnego. Minimalizm, jeśli chodzi o oprawę i maksymalizm, jeśli chodzi o treść.




O drzewach, które wybrały Tatry to opowieść o 16 drzewach, które spotkamy w naszych polskich górach. Autorzy podkreślają rolę natury w historii i kulturze. Przeczytamy nie tylko suche biologiczne fakty, ale też wiele ciekawostek w odniesieniu do roli drzew w życiu człowieka. Dowiemy się, czym były poszczególne gatunki dla wierzeń w mitologii słowiańskiej, germańskiejczy islandzkiej. Kto wiedział, że Słowianie, by pozbyć się dreszczy szli do lasu trząść brzozowymi drzewkami? Albo, że jarzębina to w niektórych kręgach drzewo czarownic?




Książka Wydawnictwa Tatrzańskiego Parku Narodowego to nie tylko kawałek dobrej rozrywki, ale duża porcja wiedzy i uświadomienia. Autorzy zwracają uwagę, że lasów pierwotnych w Tatrach właściwie nie ma. Gospodarka człowieka poczyniła ogromne szkody i jeśli spoglądniemy na zdjęcia z XIX wieku, to miejsca, które teraz porastają bujną roślinnością, były właściwie puste. Zamiast lasów pierwotnych mamy lasy, które mają zaledwie sto lat, a to dla drzew bardzo mało. Ogromną szkodą jest to, że człowiek zniszczył w przeszłości tak wiele. Czasu jednak nie cofniemy i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, ale każdy z nas powinien troszczyć się o to, by to się już nigdy nie powtórzyło. Dbajmy o tę naszą przyrodę, dowiadujmy się więcej, uczmy się o tym, jak ją chronić i czytajmy książki, które przekazują nam tę wiedzę w tak przyjemny sposób, jak O drzewach, które wybrały Tatry!





Za możliwość przeczytania książki dziękuję:



środa, 8 sierpnia 2018

Pszczoły kontra trzmiele czyli bezwzględna walka o kwiatowy pyłek

"Pszczoły" Trefl Joker Line

Jak tam wygląda wasze nastawienie do gier karcianych i planszowych? Gracie? Nie gracie? Ja przyznaję, że w ciągu roku ciężko jest znaleźć czas, ale kiedy nadchodzą wakacje, to do walizki pakuję zawsze kilka pudełek. Największy problem? Które wybrać! Dlatego, kiedy Trefl zgłosił się do mnie z propozycją wypróbowania nowej gry, nie mogłam odmówić! Dodatkowy plus? Pszczoły to definitywnie MÓJ temat! 





Gra Pszczoły to małe pudełeczko i zestaw kart w środku. Gra przeznaczona jest dla dwóch osób. Jedna z nich reprezentuje pszczoły, a druga trzmiele w walce o drogocenny pyłek. Naszym zadaniem jest wykonać wylosowaną misję i zdobyć jak największą ilość pyłku z poszczególnych kwiatków. 

Dużym plusem jest dla mnie to, że jedna rozgrywka trwa niedługo. Zazwyczaj gry planszowe i karciane potrzebują więcej czasu na rozegranie partii. Tutaj wystarczy nam 15 minut, więc możemy zagrać kiedykolwiek, w krótkiej przerwie pomiędzy innymi zajęciami. Istotne jest też to, że w końcu mam grę, która "działa" przy tylko dwóch osobach. Przy większości gier prawdziwa zabawa zaczyna się, gdy jest nas więcej. Pszczoły będą idealne na przykład dla pary. Ja jestem pewna, że w tym roku Pszczoły pojadą z nami na wakacje! 



Zanim zaczniecie grać, pamiętajcie, by znaleźć czas, by usiąść na spokojnie i przeczytać powoli ze zrozumieniem zasady. Ja przyznam, że po pierwszym ich przeczytaniu nie miałam pojęcia, od czego zacząć, ale kiedy ochłonęłam, wszystko stało się jasne. Informacje na pudełku mówią nam o dodatkowych wariantach gry i już się nie mogę doczekać, gdy wypróbuję je gdzieś na plaży! 

Nie mogę nie wspomnieć też o ilustracjach! Karty są pięknie wykonane, ilustracje są klasyczne i nieprzesadzone w żadną ze stron. Nie jest ani cukierkowo, ani zbyt nowocześnie. Pudełeczko jest urocze! Podoba mi się również, że karty nie są plastikowe (jak to czasem się zdarza), ale zrobione są z trochę bardziej szlachetnego materiału — wytrzymałej tekturki. Ciekawą opcją są też dodatkowe dwie karty, na których wypisane są najważniejsze punkty z instrukcji. Taką Kartę Pomocy dostaje każdy z graczy, by móc sobie bez problemu zerknąć na ściągę podczas gry. Pierwszy raz spotkałam się z takim rozwiązaniem i bardzo mi się podoba.




Myślę, że gra jest też dobrym pretekstem do rozmowy (nie tylko z najmłodszymi) o tym, jak ważne są owady zapylające w naszym życiu. Mówiąc wprost, gdyby nie zapylacze nie było by w naszym życiu ogromnej części nasion, owoców i warzyw. Pszczoły i ich przyjaciele zapewniają nam żywność, więc czy jest jakiś lepszy powód, by o nie dbać? Pamiętajcie o pszczołach, grając w Pszczoły!


wtorek, 7 sierpnia 2018

Podsumowanie lipca 2018




1. "Przepaść" Michelle Paver, Czwarta Strona

Cieszę się, że Przepaść wpadła mi w ręce i zabrałam się za nią, nie robiąc wcześniej zbyt dużego researchu, bo gdybym wiedziała, że BĘDĘ SIĘ BAĆ, to pewnie bym po tę książkę nie sięgnęła. ;) Jestem cykor i nie lubię horrorów, a ta powieść jest autentycznie niepokojąca. Myślę, że prawdziwi fani dreszczowców będą zawiedzeni, ale dla tych osób, dla których Blair Witch Project było ponad siły, będzie to kawał dobrej rozrywki. Przepaść to dużo emocji i wciągająca historia z nietypową puentą. Idealna na wakacje, ale ja wam radzę nie czytać jej pod namiotem w lesie! ;) KLIK
Otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem





2. "Zapytaj astronautę" Tim Peake, Wydawnictwo Kobiece 

Nigdy nie chciałam zostać astronautką, ale ostatni wysyp książek o kosmosie sprawił, że musiałam po którąś sięgnąć. Tim Peake spędził w kosmosie trochę czasu i postanowił odpowiedzieć na nurtujące społeczeństwo pytania. Jak wyszło? Kosmicznie! Fragmenty tłumaczące skomplikowane obliczenia, maszyny i fizyczne zależności mnie nie porwały, ale opowieści o życiu na stacji kosmicznej były naprawdę ciekawe! 
Legimi




3. "Echo morderstwa" Christi Daugherty, Wydawnictwo Czarna Owca

Nie miałam okazji czytać bestsellerowej twórczości autorki przeznaczonej dla nastolatków, więc nie mam porównania, ale jej powieść dla dorosłych od razu mnie kupiła! I już nie mogę się doczekać dalszych losów Harper. Uwielbiam motyw odkrywania na nowo zapomnianych spraw, ciekawskich reporterów, którzy w imię prawdy wpychają nos w nie swoje sprawy, nadgorliwych "glin", którzy mimo odsunięcia od dochodzenia drążą temat. KLIK
Otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem




4. "Vivian" Christina Hesselholdt, Wydawnictwo WAB


 Pierwsza myśl po przeczytaniu książki? Ależ to było szalone! W trakcie przychodziło mi do głowy: dziwna, niepokojąca? To była prawdziwa jazda bez trzymanki. Narracja przypomina dramat — mamy podział na role. Wszystkie postacie opowiadają własny punkt widzenia. Odnosimy wrażenie, że każda z krótkich opowieści to tylko wycinek rzeczywistości i po złożeniu ich razem mamy złudzenie ogromnego pędu. Kojarzycie jak działa animacja poklatkowa, taka, którą możemy stworzyć sami na rogu zeszytu? Kiedy bardzo szybko przekartkujemy notes, narysowany ludzik ożywa. Dla mnie ta powieść to było dokładnie taka animacja złożona z uchwyconych momentów życia Vivian. I z tej składanki wyłania nam się trochę zwariowana postać z krwi i kości. KLIK
Otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem




5. "Merhaba" Witold Szabłowski, Wydawnictwo WAB

Turcja. Z czym się wam kojarzy?  Z wakacjami? Z kebabem? Ze sztuką? Z Islamem? Zbiór reportaży Witolda Szabłowskiego uzupełnia jej obraz, wiele tłumaczy, odsłania zupełnie inne aspekty życia tego kraju, niż te stereotypowe. Ja na pewno dowiedziałam się z tej książki więcej, niż będąc na miejscu. Lato jeszcze trwa, macie ochotę na wakacje w gorącym klimacie, ale najpierw chcecie dowiedzieć się o Turcji więcej? Nie kupujcie przewodnika, przeczytajcie Merhabę. KLIK
Otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem






 Najlepsza książka miesiąca: Przepaść

sobota, 4 sierpnia 2018

Książkowe komeraże #36 Merhaba

"Merhaba" Witold Szabłowski, Wydawnictwo WAB

Turcja. Z czym się wam kojarzy?  Z wakacjami? Z kebabem? Ze sztuką? Z Islamem? Zbiór reportaży Witolda Szabłowskiego uzupełnia jej obraz, wiele tłumaczy, odsłania zupełnie inne aspekty życia tego kraju, niż te stereotypowe. Ja na pewno dowiedziałam się z tej książki więcej, niż będąc na miejscu. Lato jeszcze trwa, macie ochotę na wakacje w gorącym klimacie, ale najpierw chcecie dowiedzieć się o Turcji więcej? Nie kupujcie przewodnika, przeczytajcie Merhabę.




Witold Szabłowski spędził w Turcji sporo czasu. Miał okazję poznać ją nie tylko z punktu widzenia turysty. Udało mu się wzbudzić na tyle duże zaufanie, by Turcy zaczęli zdradzać te mniej wygodne fakty z ich tureckiej kultury. Merhaba mówi o kuchni, literaturze, polityce, biznesie, a nawet o seksie. Szabłowski sięga po tematy ogólnie znane, ale narusza też tabu. To, co szczególnie mi się podoba, to umiejętne osadzanie wydarzeń w czasie. Możemy sobie łatwo porównać, jaka sytuacja w momencie wystąpienia opisywanych wątków panowała w Polsce. Historie nie są zawieszone gdzieś w nieznanym czasie i przestrzeni.


A skoro już wspomniałam o Polsce, to byłam zdziwiona, że tak wiele łączy Turcję z naszym krajem. Wydawało mi się, że jesteśmy od siebie na tyle daleko oddaleni i kulturowo, i geograficznie, że w zasadzie nie mamy ze sobą nic wspólnego, ale w tym zbiorze reportaży wątek polski pojawia się niespodziewanie często. Nie chcę wam psuć niespodzianki, więc o żadnym z nich nie będę tutaj wspominać, ale choćby dla samych tych ciekawostek warto po tę książkę sięgnąć.



Merhaba była już kiedyś wydana pod innym tytułem. Aktualna wersja została dodatkowo zaopatrzona w turecki słowniczek. Kilkadziesiąt haseł tłumaczy nam najważniejsze z wyrażeń ważnych, by zrozumieć turecką kulturę. 



Jest kolorowo, przyjemnie i zabawnie, ale kończy się z przytupem. Szabłowski na koniec oblewa nas kubłem zimnej wody, byśmy pamiętali, że Turcja to nie tylko kraj dobrego jedzenia i gorących wakacji, ale też miejsce, gdzie kobiety muszą walczyć nie tylko o prawa do decydowaniu o sobie, ale często o życie. 



Witold Szabłowski ma niesamowity dar opowiadania. Reportaże traktujące o błahych sprawach są napisane beztrosko i zabawnie, a te poruszające ciężkie tematy trzymają w napięciu i poruszają do głębi. Ja was ogromnie zachęcam do przeczytania tego zbioru, zwłaszcza w trwające jeszcze wakacje!


PS. Ważna rzecz — dowiedziałam się, jak powinno się pić raki, żeby nie otrzepywało z obrzydzenia ;)








Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu: