poniedziałek, 22 maja 2017

Pozbywamy się tego, co zbędne czyli Minimalizm - Konfrontacja #1

Konfrontacja

Tak to się dzieje w świecie, że ciężko jest wymyślić coś, o czym już kiedyś ktoś nie wspomniał, o czym kiedyś ktoś nie mówił, o czym kiedyś ktoś nie napisał. Czasem pewnym osobom wydaje się, że mogą powiedzieć na dany temat więcej, że mogą opowiedzieć ciekawszą historię lub podsumować wszystkie prace, które kiedyś już w tej dziedzinie powstały. A czasem po prostu temat jest tak szeroki, że znajdzie się miejsce dla każdego, kto tylko ma ochotę. Jednym to wychodzi lepiej, innym gorzej. Ja chciałabym od czasu do czasu pochylić się nad takimi pozycjami i skonfrontować je ze sobą. 

Na pierwszy ogień pójdą trzy książki na temat minimalizmu, które przeczytałam ostatnimi czasy. Będą to: Magia sprzątania, Magia olewania oraz Chcieć mniej.


Dlaczego nie kupuję książek

Trochę pisałam już o tym TU . Mój dom zawsze był wypełniony po brzegi. Dosłownie. Tata zajmował się starociami i antykami i mieliśmy w domu takie małe muzeum. Przez długi czas mi się podobało. Dom był wypełniony pięknymi i unikatowymi rzeczami, ale po jakimś czasie zaczęło mnie to męczyć. Nie sama starość była problem, a ilość. Na studiach, kiedy zaczęłam pracować, mogłam sobie pozwolić na dużo rzeczy. Wydawało mi się to nagrodą za te wszystkie lata, kiedy musiałam obejść się smakiem. I oczywiście na raz nie wydawałam ogromnych sum, nie kupowałam bardzo drogich rzeczy. Były to zawsze małe przydasie, ale kupowane codziennie. Kolekcja balsamów do ust w słodkich opakowaniach, które wtedy kupiłam, kończy się dopiero teraz. I wtedy chyba trafiłam na kanale urodowym Nissiax83 na TEN film lub jemu podobny. Pomyślałam, że może rzeczywiście można inaczej. Zaczęłam się zastanawiać.

Przeczytałam kilka książek — trochę dobrych, trochę złych. Oglądnęłam szereg filmów, przeglądnęłam blogi. Koniecznie sprawdźcie LightByCoco. Blog Style Digger, na który wpadłam kompletnie przypadkowo, wciągnął mnie i zostałam na stałe. Chyba nie ma drugiego bloga, którego czytałabym tak regularnie, jak bloga Joasi Glogazy. Polecam też obie jej książki Slow fashion i Slow life. Sposób pisania, poglądy na świat i perypetie Asi z własnym roztrzepaniem sprawiają, że jest dla mnie trochę jak kumpela. Dzięki powyższym blogom, książkom, filmom odkryłam, że to sposób bycia, który wnosi wiele dobrego. Pozwala się uwolnić od tego, co niepotrzebne. O minimalizmie można dużo mówić, a ja nie jestem w tym ekspertem. Powoli, pomału staram się wprowadzać w życie zasady, robiąc dwa kroki naprzód, po to, żeby za chwilę zrobić krok w tył. Mniej znaczy więcej. I żeby było jasne. Nie chodzi tu o to, żeby zostawić sobie jedną parę skarpetek i wór pokutny na plecach. Chodzi o to, żeby uwolnić się z nałogowego konsumpcjonizmu i przestać traktować przedmioty jako coś, co nas określa i wartościuje.


1. "Magia sprzątania" Marie Kondo, Wydawnictwo Muza

Minimalizm w bardzo technicznym sensie. Pani Marie po kolei opisuje co zrobić, jak zrobić, jak posprzątać. Nie wiem, w jaki sposób patrzyłby na tę książkę ktoś, kto czytałby pierwszą w życiu książkę na temat minimalizmu. Jak to się mówi, szału nie ma, pewnej części ciała nie urywa. Nie znajdziemy tu bardzo odkrywczych twierdzeń, oprócz tego, że panie Marie każe nam posprzątać wszystko od razu bez zwłoki. Ma to zapobiec ponownemu zagraceniu przestrzeni. Ja chyba jestem jednak za stopniowym uwalnianiem przestrzeni. Mam jednak wrażenie, że Marie Kondo skupia się na sprzątaniu, a nie do końca daje rady odnośnie do tego, jak nie wrócić do zagraconej przeszłości.

Jak już pewnie nie raz tutaj pisałam, jestem osobą dość twardo stojącą na ziemi i każde niepotrzebne filozofowanie, zbyteczny sentymentalizm i górnolotne słowa powodują u mnie prychnięcie zniecierpliwienia, a nie tkliwość. Marie Kondo w swojej książce mówi o dziękowaniu swojemu mieszkaniu, swoim ubraniom, swoim przedmiotom. Dosłownie. Niestety, dla mnie opowieść o tym, że nasze dobra materialne mają uczucia, takie jak chęć bycia używanym jest trochę niepokojące. Kompletnie się w tym nie odnajduję. Pamiętacie ten viralowy filmik o Smutnym autobusie? Nadmierne przekonanie o tym, że przedmioty mają uczucia, nie prowadzi do niczego dobrego. Nie mówię, żeby o nie nie dbać, ale jak we wszystkim, zachowajmy zdrowy rozsądek.

Denerwuje mnie rzecz, której się nie spodziewałam, że będzie mnie drażnić. Jest to używana w książce żeńska forma. Tak jakby tylko kobiety mogły mieć problem ze sprzątaniem, jakby autorka uznała, że faceci tylko leżą i nie potrafią palcem ruszyć. Oczywiście to nie jest prawda, więc nie wiem skąd to uparte używanie żeńskiej formy. Mam wrażenie, że forma "Ty (jako człowiek) posprzątałeś" kiedy zwracamy się nie do mężczyzny, a po prostu człowieka, jest trochę bardziej zasadna. Podejrzewam, że może to być świadomy zabieg marketingowy, może wynik tłumaczenia. W języku angielskim przykładowo you nie mówi nam o płci osoby, do której się zwracamy. Jest to problem, który występuje w każdej z wymienionych dziś książek, więc jakaś mądra głowa powinna się nad tym jednak zastanowić.



2. "Magia olewania" Sarah Knight, Wydawnictwo Muza

Jak najbardziej zgadzam się z głównym hasłem, tylko po co to tak roztrząsać? Wprowadzanie tabelek, list, podziałów wprowadzało w tak bardzo prostą sprawę spore zamieszanie. Do wniosków, które Sarah Knight opisuje w książce, ja doszłam w czasie studiów. W pewnym momencie wzięłam na siebie zbyt dużo obowiązków. Jedna praca, druga praca, studia. Wstawałam o 6 i kładłam się spać o 3. Byłam zombie. Przejmowałam się wszystkim i każdym. Aż w końcu miałam dość. Mój organizm miał dość i mój umysł też miał dość. I nagle, jak grom z jasnego nieba spadło na mnie — no i po co tu się tak przejmować? Robię projekt, osoba odpowiedzialna za dostarczenie mi materiałów zawala termin. Moja wina? Nie moja. Czym tu się przejmować? Czy niedotrzymanie deadline'u może sprawi, że świat się zawali i spadną na mnie naprawdę poważne konsekwencje? Jeśli nie, to po co się denerwować. Jadę autobusem, jest korek — moja wina? Mam na to wpływ? Nie. Więc po co się przejmować?

Ważne jest też, by zwrócić uwagę na małe rzeczy, które czasem zaprzątają nam głowę. Nie lubię owsianki ani innych słodkich śniadań. Uwielbiam owoce, dobrymi słodyczami też nie wzgardzę, ale śniadanie, obiad i kolacja to ma być danie na słono, kwaśno, ostro, ale nie na słodko. Katowałam się tymi owsiankami pół życia, bo zdrowo, bo wypada, bo na instagramie tak pokazują, no bo ćwiczę, no bo dużo energii. Aż w końcu zrozumiałam. No i co z tego, że zdrowo skoro ja podczas jedzenia tego dania autentycznie cierpię? Czy naprawdę chcę zaczynać dzień od przykrości? Jest masa innych zdrowych śniadań, które mogę zjeść i które nie będą mnie torturować. To oczywiście przykład, ale na podstawie tej owsianki staram się myśleć o innych rzeczach. Znowu zgodziłam się na coś, czego nie lubię, na co nie mam ochoty i robię to z jakiegoś nieznanego powodu? Wystarczy mi myśl o tej mojej owsiance i już wiem, że nie warto. Kompletnie nie warto. Pamiętajcie, że tak modne ostatnio bycie ciągle zajętym nie jest dobre. Ani dla waszego zdrowia, ani umysłu. Ja wolę w tym czasie przeczytać dobrą książkę, kosztem tego, że może nie zrobię dodatkowego projektu i w konsekwencji może tej książki jej nie kupię, ale wypożyczę w bibliotece i też będę mieć radość z czytania. Pamiętajmy o tym, żeby żyć, a nie żeby mieć.



3."Chcieć mniej" Katarzyna Kędzierska, Wydawnictwo Znak Literanova

I w końcu wisienka na torcie! Po pierwsze naukowe podejście. Nie gadanie o byle czym, tylko przedstawienie rzeczowej naukowej podstawy problemu. Chcecie dowiedzieć się, jak działa nasz mózg i dlaczego zbieramy? Zajrzyjcie do Chcieć mniej. Katarzyna Kędzierska zwraca uwagę na to, że zbieractwo to także choroba. Miałam okazję być świadkiem domu zawładniętego przez miliony rzeczy, puste opakowania po jedzeniu (umyte, bo przecież mogą się przydać), stosy ubrań, mebli  i tylko wąskie ścieżki prowadzące z jednego pokoju do drugiego. Kompletna utrata kontroli nad własnym życiem i własnym posiadaniem. Katarzyna Kędzierska powołuje się na innych, cytuje, komentuje, zaprzecza  — prowadzi poniekąd dyskusję z innymi ekspertami w tej dziedzinie. Chcecie wiedzieć jeszcze więcej? Autorka podaje nam bibliografię, z której myślę, że warto skorzystać.

W Magii sprzątania Marie Kondo mówi o mówieniu do przedmiotów. W Chcieć mniej Katarzyna Kędzierska przestrzega, że robiąc to, sprawiamy, że stają się one naszymi przyjaciółmi. A jak potem pozbyć się przyjaciela? Uhonorować przedmiot możemy też w inny sposób — chcecie wiedzieć jak? Zaglądnijcie do Chcieć mniej

Jest to książka, która na nowo zaszczepiła we mnie chęć ograniczenia zakupów i uwolnienia przestrzeni od rzeczy zbędnych. Jestem pełna zapału!


Podsumowując, jeśli mielibyście przeczytać w swoim życiu tylko jedną książkę mówiącą o minimalizmie, ja wybrałabym Chcieć mniej!


czwartek, 11 maja 2017

Podsumowanie kwietnia 2017

Przyznaję się.

Przyznaję się. Kupiłam sobie książkę. Nie wytrwałam. Ale pierwsza w 2017 roku. Wytrzymałam do kwietnia. To chyba nie tak źle? Poza tym przyszły do mnie jeszcze dwie książki w prezencie od mojego lubego! 




Plan minimum na kwiecień zakładał 4 książki do przeczytania. Przeczytałam dwie z nich. Ale poza tym 5 innych ;) Podsumowując: 7 przeczytanych książek w kwietniu! 



1. "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" J.K. Rowling, Media Rodzina

Hogwartowy podręcznik. To była ta pokusa, która sprawiła, że nie dotrzymałam postanowienia. Ale wiecie co? Warto było. Aaah, te smoki i inne magiczne stwory!




2. "Baśnie Barda Beedle'a" J.K. Rowling, Media Rodzina

Klimat fantastyczny, oczywiście całkowicie Potterowy. Komentarze Dumbledore'a bezcenne. Nic więcej chyba nie trzeba mówić.


3. "Adept" Adam Przechrzta, Fabryka Słów

To jest moja perełka. Zakochałam się w tej książce. Cuda i dziwy. Tajemnicza enklawa, zamieszkana przez nie do końca ludzkie stwory. Ja przepadłam i czekam na następną część. Po więcej zapraszam TUTAJ

 

4. "Samotna gwiazda" Paullina Simons, Świat Książki

Nie lubię romansów, ale postanowiłam przeczytać książkę, ponieważ autorka napisała "Jeźdźca Miedzianego" (chyba jedyny romans, którym się zachwyciłam!). To zwykle nie jest lektura dla mnie, zwłaszcza jeśli romans dotyczy nastolatków. Chyba po prostu już wyrosłam. Ale jeśli lubicie takie klimaty, to ta książka może was zachwycić. Ja przez połowę kompletnie nie mogłam się wciągnąć, całą opowieść marzyłam o tym, żeby stało się to, co rzeczywiście na końcu się stało i... nie zdradzając zakończenia, powiem tylko, że jak już nadszedł ten wyczekiwany konie,c to płakałam jak bóbr. Dobrze, że było ciemno bo było mi wstyd samej przed sobą.  


5. "Magia sprzątania" Marie Kondo, Wydawnictwo Muza

Nie spostrzegłam jakichś bardzo odkrywczych myśli w tej książce, ale może wynika to z tego, że minimalizm i całościowe sprzątanie to dla mnie nie "pierwszyzna" ;) Chciałabym w najbliższym czasie zrobić małe porównanie dwóch "Magii...". 


6. "Magia olewania" Sara Knight, Wydawnictwo Muza

Jak najbardziej zgadzam się z głównym hasłem przewodnim tej książki, ale po co to wszystko aż tak roztrząsać? 


7. "Arabska córka" Tanya Valko, Prószyński i S-ka

Ostatnio pisałam, że pierwsza część była tak pełna stereotypów, jak podejrzewałam, że będzie i, że nie zabrałabym się za kolejną część, gdyby nie końcówka, która rzeczywiście była zaskakująca. Przeczytałam Arabską córkę i było lepiej. Mniej stereotypów, więcej akcji, mądrzejsze kobiety, które potrafią myśleć i działać, kiedy trzeba. Podejrzewam, że któregoś dnia przeczytam również kolejne części, ale aktualnie muszę sobie zrobić od tej serii krótką przerwę. 




A jak tam Wasz kwiecień? 
Dajcie znać co czytaliście i czy znacie coś z mojej kupki!



niedziela, 7 maja 2017

Książkowe komeraże #8 czyli Całe życie

 

 

Surowo. 


Surowo. Słowo, które kołacze mi się po głowie od pierwszych stron książki "Całe życie". Surowe w tej książce jest wszystko i to w wielu tego słowach znaczenia. Surowe są warunki, w jakich żyje nasz bohater — srogi klimat, bezlitosna natura, prosty człowiek, skromne zakwaterowanie, bezduszni ludzie, oziębłe serca. A zarazem, książka jest surowa również pod względem formalnym. Nie znajdziemy w niej żadnej kwiecistości, żadnych niepotrzebnych słów, żadnych nadprogramowych ozdobników. A mimo tego jest ogromnie sugestywna, a pisarz oszczędnym słowem maluje nam widok ośnieżonych złowrogich gór.




"Całe życie" Robert Seethaler, Wydawnictwo Otwarte



O czym jest to opowieść? O jednym człowieku i jego całym życiu. Po prostu. Tylko tyle i aż tyle. Nie będę zdradzać treści, bo książka jest na tyle krótka, że nietrudno wyjawić ważne elementy fabuły. Pozwolę wam odkryć tę historię samodzielnie. Przejdźcie, razem z Andreasem Eggerem przez całe jego życie. Sprawdźcie, jak wiele bądź niewiele mogą zmienić w życiu jednego człowieka najważniejsze incydenty, które zapisały się na kartach historii świata oraz jak maleńkie tragedie i radości naszego życia nie znaczą nic na ich tle, a równocześnie przecież znaczą tak wiele. Przekonajcie się, jak kruchy i silny równocześnie może być jeden człowiek. To wszystko na zaledwie 200 stronach.


















Całkiem nieźle


Czytając tę krótką opowieść, przychodziły mi do głowy inne znane mi historie, jak "Myszy i ludzie", innym razem "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął". I za każdym razem zastanawiałam się, jak to jest, że na tak niewielu stronach udało się umieścić tak wiele? Macie dwa wolne wieczory, góra trzy? Przeczytajcie, a kiedy już przeczytacie i dowiecie się, co Eggar uważał o swoim całym życiu, to zastanówcie się, czy kiedy wasze życie będzie się kończyć, będziecie żałować czy kiwać głową z aprobatą? Ja mam nadzieję, że powiem wtedy: W zasadzie, to było całkiem nieźle ;)


Premiera powieści: 24 maja 2017



Za możliwość przeczytania książki 
dziękuję Wydawnictwu Otwartemu





środa, 3 maja 2017

Plan minimum - maj 2017

W poprzednim miesiącu (TU) udało mi się zrealizować dokładnie połowę z zamierzonego planu. Czas wziąć się w garść ;) W końcu stos wstydu sam się nie zmniejszy! 


1. "Całe życie" Robert Seethaler, Wydawnictwo Otwarte

Na samym początku tego miesiąca wpadła do mnie w prezencie od Wydawnictwa Otwartego ta mała książeczka. Nie mogłam się oprzeć i już zaczęłam czytać. I powiem wam, że na ten moment jest dobrze. Jest smutno, ale bez zbędnego patosu. Jest surowo, cokolwiek miałoby to znaczyć. Czytam dalej.



2. "Ekspozycja" Remigiusz Mróz, Wydawnictwo Filia

Pora dowiedzieć się, o co chodzi z tym całym Mrozem ;) I skąd tyle szumu? Mam nadzieję na dobry kryminał. 


3. "Kasacja" Remigiusz Mróz, Wydawnictwo Czwarta Strona

Często czytam dwie książki równocześnie, jedną w formie elektronicznej i drugą papierową. Ostatnio nie mogłam się zdecydować, za którego e-booka się zabrać (ach! to Legimi!) i poprosiłam bookstagram o pomoc. Wszyscy, którzy się do mnie, odezwali jednogłośnie oznajmili: Kasacja! Z tłumem się kłócić nie będą — trzeba czytać ;) Mam tylko nadzieję, że dwie serie jednego autora nie pomieszają mi się w głowie.


4. "Sekretne życie drzew", Peter Wohlleben, Wydawnictwo Otwarte

Ta książka jest przepiękna to raz. Przyroda to dwa. Niedawno wyszła kolejna z serii ( Duchowe życie zwierząt) to trzy. Więcej chyba mówić nie muszę. 





5. "2586 kroków" Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów

Książka, którą miałam w planach na kwiecień, ale koniec końców się do niej nie zabrałam. Lubicie Pilipiuka?


6. "Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce" Katarzyna Kędzierska, Znak Literanova

Kolejna książka mówiąca o minimalizmie. Ostatnimi czasy poszukuję takiej, która na nowo rozbudzi we mnie ten magiczny głos, który siedzi gdzieś z tyłu głowy i podpowiada: Nie sądzę, że potrzebujesz kolejnego kolorowego pudełeczka do kuchni. Również zaległość z poprzedniego miesiąca.



A wy?

Dajcie znać czy czytaliście którąś z książek z listy. Podobało się? Rozczarowało? A może nasze listy pokrywają się w którymś punkcie? Jestem bardzo ciekawa! Czekam na wiadomości od Was! Si ju lejter aligejter! ;)